zdarzyło się w mojej kuchni i niestety na tym się skończyło.
Przed świętami zachorowałam paskudnie i boleśnie tak, że pierwszy raz nie byłam wstanie
przygotować czegokolwiek poza ugotowaniem jajek na twardo i zrobieniem domowego majonezu
na wiejskim jejeczku i oleju rzepakowym z pierwszego tłoczenie na zimno (w dodatku niefiltrowanego - samo zdrowie!!!).
Dopiero po świętach zaczęłam dochodzić do siebie.
Sterta bakalii przygotowana na mazurki została, więc aby je zagospodarować postanowiłam w ubiegłą niedzielę upiec keksa.
W starym zeszycie z notatkami i wycinkami z gazet znalazłam całkiem przyjemny przepis
na
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaTUaGbgcdk6w4e8q3LezEqE_an6BrQ0WzsLQxyUqsazDTmcspNzQsq4KoFnZWQhIdrim4Q7w9f2-XXpx-EO49WdXzmB08cK_MzpqIg51oxQhvjEcxPnSU-xA8gJ4ZPZIA5gllLR5mwKE/s400/keks1.jpg)
Królewski keks (poświąteczny)
- 1 i 1/2 szklanki mąki
- 1 szklanka cukru
- 20 dag masła
- 5 jajek
- 2 szklanki bakalii (suszone owoce, orzechy)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- masło sklarowane do wysmarowania formy
- 1 łyżka bułki tartej lub kaszy manny do wysypania formy