W poprzednim poście opisałam przepyszny serniczek opisany przez Marzynię w Kuchni Pachnącej Barszczem. Piekłam go po raz drugi na ciasteczkach kakaowych, tym razem już z pełnej porcji na urodziny MG na uroczyste spotkanie naszej grupy Nordic-owej i powiem szczerze, że bardzo smakował biesiadnikom (mimo iż nie jest zbyt wypasiony, bo tylko 4 jaja o 2 łyżki masłą na 1kg sera!!!).
Dobrze że już go wcześniej opisałam, bo zaoszczędziłam sobie pracy z podawaniem receptury.
Ten post będzie zgoła inny.....bo o paście do pieczywa.
Wpisując się w trendy kuchni wegańskiej przygotowałam pastę do chleba zamiast słodkiego dżemu lub innego smarowidełka.
Pasta z pieczonych batatów z sezamem.
- 2 niewielkie bataty
- 2 łyżki sezamowej Tahini
- 2 łyżki sezamu czarnego lub białego
- sok z połówki cytryny
- szczypta soli
- olej rzepakowy do skropienia.
Upiekłam na blaszce bataty (pokrojone w grubą kostkę, skropione olejem i oprószone solą) w piekarniku (u mnie 180 st.C) do miękkości.
Warzywa piekę na ogół po pieczeniu chleba lub ciasta, gdy piekarnik jest jeszcze nagrzany (oszczędność!!! energii)
Po lekkim ostudzeniu rozgniotłam je widelcem, dodałam pastę, sok z cytryny i sezam.
Po wymieszaniu pasta jest gotowa. W lodówce wytrzymuje kilka dni, choć na ogół jest szybciej zjedzona.
Pani profesor od ziół (ta z poprzedniego wpisu) bardzo nam zalecała bataty, również do uprawy. I chyba się porwę w tym roku na własne! Mam jeszcze topinambur, więc wypróbuję taką pastę (trzeba bedzie chyba solidniej doprawić, bo jest lekko bezpciowy). I wiesz, ja także zawsze piekę po ciastach i daniach głównych, bo hulać piekarnikiem dla paru ziemniaczków to się nie godzi :-)
OdpowiedzUsuńCo do topinamburu radzę uważać, bo lubi być wzdymający.
UsuńMoże Twoja pani profesor ma na to jakiś sposób???